Obrazy Marianny Sztymy przedstawiają martwą naturę, ale w inny sposób niż te malowane przez dawnych artystów. Pani Sztyma maluje je bardziej nowocześnie. Na jej obrazach przedmiot jest uproszczony i syntetyczny. Nie ma zbyt dużo szczegółów ani fotograficznej wierności. Namalowane przedmioty to osobista interpretacja rzeczywistości przez autorkę. Są one sygnałem świata i sygnałem duszy artystki. Każdy z elementów obrazów stoi luźno odizolowany od drugiego przestrzenią tła lub podłoża. Owszem wszystkie razem tworzą obraz jako całość, pasującą do siebie jak układanka, ale tak naprawdę każdy jest sam. Przedmiotów jest dużo na jednym z obrazów. Kojarzą mi się z chaosem współczesnego świata, w którym wiele się dzieje, a jednak człowiek czuje się samotny. W obrazach przeważają szarości zabarwione innymi kolorami (ciepłymi i chłodnymi). Pojawia się róż, pomarańcz, brąz, czerwień, fiolet, błękit a także czerń. Zadziwia duża ilość bieli. Właściwie trudno jednoznacznie stwierdzić gdzie kończy się biały a zaczyna szary lub jasnozielony czy jasnoniebieski. Taki sposób otrzymywania odcieni barw wymaga doświadczenia od artysty. Barwy układają się w kształty przedmiotów i ich cienie. Wydobywają światło, tworząc półpłaską przestrzeń. Przedmioty i kształty namalowane szerokimi i często płaskimi plamami kontrastują w stosunku do jasnego tła.
W obrazach Marianny Sztymy pojawia się również postać: szara, samotna, bez głowy lub z fragmentem głowy. W różnych pozach i ustawieniach. Trudno powiedzieć co mówią gesty i oczy tych ludzi. Mam wrażenie, że te postaci są zagubione i samotne. Namalowane są szarymi plamami bieli, szarości i czerni z akcentem innego koloru. Brak im szczegółów, chociaż można rozróżnić ich płeć. W obrazach widać światło i czuć ciężar postaci.
Zarówno martwa natura jak i studium postaci stworzone przez M. Sztymę „przygniatają” smutkiem, samotnością współczesnego człowieka i zimnem bezdusznego świata. Jednak czuć też tęsknotę za czymś… Ale o tym może opowiedzieć tylko autorka. Może w kolejnych pracach?